Pomyślałem, że wprowadzenie nowych przepisów to dobry moment na wpis dotyczący czytania etykiet i opakowań. Od pewnego czasu dużo się o tym mówiło, jakby obraz europejskich opakowań miał się całkowicie zmienić. Zmiany owszem, nadeszły, jednak nie aż tak gruntowne – po prostu pewne rzeczy zostały sprecyzowane oraz uproszczone i będą upraszczane nadal. Wszystko po to, by konsumenci mogli łatwiej odnajdywać istotne dla nich informacje.
Tak ja napisałem, 13 grudnia w życie weszła ustawa dotycząca znakowania opakowań. Ustawa ta została zatwierdzona w Parlamencie Europejskim już pod koniec 2011 roku i już wtedy producenci wiedzieli, że muszą do końca grudnia 2014 zmienić wszystkie swoje opakowania, wg najnowszych przepisów. Dlaczego czas na zmiany wynosił ponad 3 lata? Odpowiedź jest prosta – bo to nie takie proste. Zanim opakowanie stanie w sklepie na półce, potrzeba wiele pracy mnóstwa osób, co trwa długo. I kosztuje niemało. Trwa tym dłużej i kosztuje tym więcej, im więcej dany producent ma produktów w swoim portfolio. Poza tym, aby wyprodukować nowe opakowania, trzeba wyprzedać wcześniej produkty w starych opakowaniach. Uznano więc, że trzy lata to uczciwy czas, by każdy bezwzględnie zdążył ze zmianami. Inna sprawa, że wielu producentów zostawiło to dosłownie na ostatnią chwilę. Być może znaleźli się też tacy, którzy jeszcze nie zdążyli.
W porządku, tylko co tak naprawdę się zmieniło? Przede wszystkim czytelność – określono minimalną wielkość liter w obowiązkowych informacjach, które zawsze muszą znaleźć się na opakowaniu. Od teraz minimalny rozmiar liter to 1,2 mm wysokości „x” (czym jest ta wysokość – anatomia litery), czyli np. dla fontu Arial jest to 6,5 pkt. Jak podaje PFPŻ, wielkość ta dotyczy m.in. takich informacji, jak nazwa żywności, skład produktu, kraj lub miejsce pochodzenia, instrukcja przygotowania (dla produktów wymagających przygotowania, jak makaron), data trwałości, czy wartości odżywcze. W przypadku bardzo małych opakowań można zastosować litery o wysokości 0,9 mm dla wartości „x”.
Kolejna istotna zmiana to wyróżnienie składników alergennych w składzie. Dzisiaj mnóstwo osób cierpi na rozmaite alergie pokarmowe i w celu ochrony zdrowia takich osób, producenci muszą w wykazie składu produktu oznaczać takie składniki w odpowiedni sposób, np. poprzez ich pogrubienie. Są to składniki takie jak jaja, mleko, gluten, soja i inne. Szczegółowa lista tych składników zostaną określona w PE już znacznie wcześniej.
Ujednolicono również oznaczanie wartości odżywczych na opakowaniach – wg nowych zmian na każdym opakowaniu znajdziemy te same informacje, czyli energię, tłuszcz, kwasy tłuszczone nasycone, węglowodany, białko i sól. Jeśli chodzi o ostatni element, wcześniej zamiast soli często na opakowaniach podawano zawartość sodu, teraz jednak będzie to po prostu sól.
To nie koniec zmian – kolejne nadejdą już 1 kwietnia 2015 roku i dotyczyć będą informowania o pochodzeniu różnego rodzaju mięs. Poza tym, pod koniec 2016 roku zostanie nałożony obowiązek informowania o wartościach odżywczych na wszystkich produktach (z małymi wyjątkami, również określonymi w odpowiedniej dyrektywie). Teraz bowiem nie ma obowiązku umieszczania tabeli wartości odżywczych na każdym produkcie, ale jeśli jakiś producent już to robi (w zasadzie prawie wszyscy), to musi przedstawiać je zgodnie z przyszłymi zasadami, jak np. opisanie zawartości soli.
Zakres zmian jest jeszcze szerszy, jednak najważniejsze kwestie dotyczące nowych zasad znakowania opakowań już wymieniłem. Przejdę teraz do składów produktów umieszczonych na opakowaniach oraz małej, swego rodzaju ciekawostki, ponieważ wiele osób o tym nie wie, a ta wiedza pozwala nabrać większej świadomości na temat składu produktów, jakie kupujemy. Mianowicie kolejność wymienionych składników. O treści składów nie wspominam, bo to jasne, że producenci muszą podać kompletny skład produktu, który jest poparty laboratoryjnymi badaniami. Niemniej kolejność wymienionych składników także nie jest przypadkowa – mianowicie w pierwszej kolejności wypisywane są te składniki, których w danym produkcie jest najwięcej, aż do tych umieszczonych na końcu, których jest najmniej. Zatem kupując np. dżem wystarczy sprawdzić na etykiecie, który składnik jest wymieniony wcześniej – cukier, czy owoce, a może woda? I już samo to da dość szeroki pogląd na temat składu i jakości produktu, a to kolejny ważny powód, dla którego czytanie etykiet jest istotne.
Inna ciekawa rzecz to bogata ilustracja na opakowaniu, a pod spodem dopisek „propozycja podania”. O co chodzi? Ten zapis jest po to, by nie wprowadzić konsumenta w błąd. Producent może na opakowaniu umieścić w zasadzie wszystko – nikt nie zabroni np. na pudełku mrożonej pizzy umieścić kilku truskawek, natomiast konsument może pomyśleć wtedy, że w tej pizzy faktycznie są truskawki. I po to jest właśnie „propozycja podania” – ten komunikat mówi o tym, że ilustracja widoczna na opakowaniu nie jest ilustracją produktu, a jedynie pokazuje, w jaki sposób można go podać. Czyli w tym przypadku przygotować pizzę i dorzucić kilka truskawek.
Takie wzbogacanie ilustracji składnikami, których nie ma w produkcie, rzeczywiście można uznać jako próbę wprowadzenia konsumenta w błąd, niemniej jeżeli zobaczymy na opakowaniu napis „propozycja podania” to można to potraktować jako ostrzeżenie, chociaż nie koniecznie. Dlaczego? Jeśli np. na opakowaniu pieprzu zobaczymy zdjęcie pięknej szynki obsypanej tym właśnie pieprzem i ziołami, to oczywistym jest fakt, że w opakowaniu nie ukryto kawałków szynki, nie spodziewajmy się wewnątrz również np. bazylii – tak czy inaczej, jako że w składzie pieprzu szynka i bazylia nie występują, producent musi umieścić dopisek „propozycja podania”. Z kolei w przypadku lodów, chociażby truskawkowych, propozycja podania obok zdjęcia truskawek, może oznaczać, że w tych lodach nie znajdziemy truskawek, ale barwnik, np. koszenilę oraz sztuczne substancje imitujące smak tych czerwonych owoców – wystarczy spojrzeć na skład, by się o tym przekonać. Zatem z „propozycją” podania bywa różnie.
Na dzisiaj to tyle. Jeżeli coś jest nie jasne lub zbyt krótko objaśnione – zachęcam do komentowania i zadawania pytań. W każdym razie warto, naprawdę warto czytać etykiety, bo te bardzo wiele mogą powiedzieć o produkcie – jego pochodzeniu, składzie, wartościach zdrowotnych i innych aspektach, które z punkty widzenia konsumenta są bardzo istotne.